Tak. Dziś chciałabym poświęcić kilka słów moim doświadczeniom z ludźmi zachwycającymi się pieskami. Wiadomo, jakie uczucia wzbudzają szczeniaki, nawet w bardzo opornych osobnikach są w stanie wzbudzić pozytywne zainteresowanie. Jeszcze gdy Czika była mała ludzie też mnie zaczepiali i się zachwycali, gdy dorosła nadal zdarzało się, że ktoś zaczepił:
– Jaki ładny, czy to szczeniak?
– Oj nie, nie. Ma 10 lat…
Tak to mniej więcej wyglądało, nadal oczywiście było miło. Nie zdarzało się na szczęście zbyt często, by ludzie rzucali się do niej tak, jak teraz rzucają się do Lena. Przyznaję, że jest zjawiskowy, bo w okolicy trudno o takiego psa jak na razie. Rozumiem, że ludziom się podoba. Nie rozumiem jednak tego, czemu tylko dwie (dosłownie) osoby, zapytały mnie „przepraszam, czy można pogłaskać?”. Naprawdę, ludzie nie pytają, traktują psy, jak dobro publiczne. Było już o tym w kilku miejscach w sieci (m.in. tutaj ) i spostrzeżenia tych osób były słuszne. Skąd pomysł, że jak pies jest ładny, merda ogonem, jest szczeniakiem (również!), to można podchodzić, rzucać się, całować i wykrzykiwać ah-y i oh-y? Przedwczoraj jakaś dziewczynka, na oko 7 lat, zapytała mnie – „o jaki ładny piesek, gryzie?”, a ja na to „no gryzie, jak każdy pies… ale można pogłaskać”. Wierzcie mi, konsternacja na twarzy owego dziecka była cudowna. Coś tam później dodałam, że mały, to wszystko gryzie, więc trzeba uważać, żeby nie było, że aż tak straszę. Przyznaję, że sama jako dziecko nie byłam lepsza i latałam dosłownie za wszystkim, co szczekało (włącznie z odwiedzaniem onych w budach – takie tam, skłonności samobójcze). Z tego, co pamiętam, zagadywałam jednak najpierw do właścicieli (chyba, że pies był bezpański).
Kwestie bezpieczeństwa to jedno, każdy rodzic jest odpowiedzialny za swoje dziecko, jak i każdy dorosły za siebie, więc rozsądek przy podejściu do wszystkich zwierząt każdemu się przyda. Uważam, że warto jednak zapytać, czy można pogłaskać i dopiero podejść do psa.
Druga sprawa, to fakt, iż Len był tyle razy zaczepiany przez wszystkich, że teraz nawet jak nikt się nim na ulicy nie zachwyca, to piszczy i ciągnie na smyczy za obcymi ludźmi. To są efekty „nauki”, którą fundują ludzie zaczepiający psy na ulicy. Te, które są takie milusie i przyjacielskie, szybko uczą się, że będą wygłaskane i wychwalone, więc później 15-minutowy spacer trwa godzinę (czasem się jednak człowiek spieszy), no i duszą się na tych smyczach i męczą, bo chcą biec do tych „fanów piesków”…
A, jest jeszcze jedna kategoria owych ludzi, mniej sympatyczna, a mianowicie „moralizatorzy”, czy jak ich tam nazwać. Byliśmy na koncercie z Lenem, plenerowym, więc wszyscy siedzą na krzesełkach, my na ławce z boku, żeby przy trawie było. Mój pies jak to on, wybrał najtwardsze możliwe podłoże do spania (bo na kolanach najpierw nie chciał) i położył się na chodniku między ławkami. Od razu jak tam przyszliśmy, wypatrzyła nas pewna pani i przez pół koncertu go wołała (ależ jak on wybitnie ją ignorował!) i gwizdała i cmokała i coś tam mówi, że jaki śliczny, jaki ładny, ojej… o! ale proszę go zabrać, nie może leżeć na takim twardym, zimno mu będzie i będzie miał chore stawy!… a proszę coś tam!. Zauważę, iż nawet nie patrzyłam w stronę tejże pani, więc nie wiem, z jakiej racji mnie pouczała bardzo stanowczym tonem… Dużo ludzi też mi mówiło, co powinnam robić w kwestii jego zdrowia, bo czy szczepiony, a kiedy, a na co, a to proszę uważać. Dziękuję za troskę, bo czasem to są sympatyczne osoby, ale czasem… no wiecie, tacy „wszystkowiedzący mądralińscy” i od razu się to w tonie wyczuwa…
Cóż, mam nadzieję, że Len jednak z wiekiem przestanie się aż tak rzucać do ludzi i mu przejdzie to podbieganie do obcych. Wiem też, że jak wyrośnie z fazy słodkiego szczeniaka, to będzie wzbudzał mniejsze zainteresowanie. Bo wiadomo, cichy podziw z daleka, gdy idzie się ze swoim psem, zawsze pochlebia… ale przy tym wszystkim uważajmy na siebie i na psy 🙂
I niżej kilka zdjęć z pierwszego, dłuższego spaceru nad Zalew Nowohucki… gdzie, uwaga, nikt nas nie zaczepił 😀




